3 MIESIĄCE WSPÓLNEGO ŻYCIA

Tego lata, mając na karku numerek dwadzieścia trzy, pierwszy raz w życiu wyprowadziłam się z domu na swoje. Co prawda mieszkałam już wcześniej w mieszkaniu studenckim, ale to jednak nie to samo, co swoje własne gniazdko, nawet, jeśli tylko wynajęte. W moim gniazdku był jeszcze jeden mieszkaniec.


Z moim chłopakiem byliśmy już wcześniej wielokrotnie na wakacjach, więc miałam jakie-takie pojęcie o tym, że nie chrapie, nie przeszkadza mu zmywanie i nie opuszcza deski (a który opuszcza?). No, ale jednak wakacje to nie wspólne mieszkanie.

dorosły związek i spędzanie razem czasu


MAŁO CZASU

Pierwsze kilka dni w naszym gniazdku to była czysta przyjemność. Michał miał kilka dni wolnego, ja jeszcze nie zaczęłam praktyk. Wstawaliśmy bez budzika i cieszyliśmy się dniem. Gotowałam super obiady, upiekłam ciasto, którym zajadaliśmy się na deser, oglądając filmy. Ale laba nie trwała długo. Gdy tylko oboje poszliśmy do naszych prac, okazało się, że prawie nie spędzamy razem czasu. Praca, obiad, mój czyta gazetę, ja idę na trening, kolacja, spać. Następnego dnia on ma nocny dyżur, więc widzę go przez trzydzieści sekund, kiedy w korytarzu przekazuje mi kluczyki do auta. A na drugi dzień odsypia, a potem ja akurat muszę popracować po południu w domu.
Okazało się, że właśnie tak wygląda większość dni. Czasem również weekendy. Czy to coś zmienia? Nie. Oboje to rozumiemy i po prostu staram się czerpać tyle, ile tylko się da z dni i momentów, kiedy mamy czas tylko dla siebie. I to działa. A gdy trochę zatęsknimy, działa jeszcze lepiej.

CO NA OBIAD?

Kolejną rzeczą, o której nigdy wcześniej nie powiedziałabym, że może czasem sprawić problem, była kwestia organizowania posiłków. Mój chłopak na szczęście jest wszystkożerny, więc problemem nie było, co zjeść, a raczej ile. Przez pierwsze tygodnie ciągle, CIĄGLE zostawały nam resztki i nie nadążaliśmy ze zjadaniem ich. Sporo niestety musieliśmy wyrzucić.
Okazało się też, że ze względu na odmienną narodowość, nie do końca znamy swoje potrawy. Kilkakrotnie zdarzyło mi się odkryć w lodówce coś, co nie miałam pojęcia, jak się je. I odwrotnie. Michał wyciągał coś z szafki z dziwną miną, a przecież dla mnie to było oczywiste.

związek na odległość, czyli tęsknota


TO KONIEC

Wspólne zamieszkanie było ostatnim planem, jaki mieliśmy przygotowany. Nastąpił koniec ustalonych wspólnych wycieczek czy odwiedzin. Gdy zbliżał się moment mojego wyjazdu na kolejny rok rozłąki, zaczęło mnie to trochę przerażać, bo sądzę, że posiadanie ZAWSZE jakiejś ustalonej daty spotkania było jednym z filarów tego, że udało nam się w ogóle przetrwać. Na szczęście jednak dosłownie na chwilę przed moim wyjazdem udało nam się zaplanować kolejne wspólne wakacje. Od razu zrobiłam się spokojniejsza.

TERAZ TO JUŻ Z GÓRKI

Kiedy pierwszy raz się rozstawaliśmy, widziałam nadchodzące dwa lata w naprawdę ciemnych barwach. To jednak był kawał czasu. A teraz została już mniej niż połowa. W najgorszym razie – dziesięć miesięcy. To mniej niż rok, czyli naprawdę niewiele. Szczególnie, że dla nas obojga będzie to czas pełen pracy. Przeleci jak z bicza strzelił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz