CODZIENNIK #03: PORANNE POŻĄDANIE
CODZIENNIK to cykl opowiadań o zwykłych czynnościach i banalnych rzeczach z życia wziętych. Nie ma on żadnego konkretnego celu, nie będzie ani motywował, ani ułatwiał życia, nie będzie też pomagał zorganizować czas ani spełnić marzenia. To tylko takie sobie teksty, które może będzie Ci się, Drogi Czytelniku, miło czytać przy popołudniowej kawie. Może czasem uśmiechniesz się delikatnie pod wąsem (lub pod nosem, jeśli wąsa nie posiadasz), a może westchniesz rzewnie. A potem wrócisz do zwykłego rytmu i normalnych spraw, tworząc swój własny codziennik na żywo.
Wchodzę do kuchni i rozglądam się, lekko jeszcze zaspana.
Sprawdzam, czy jest. Tak, jest obecna, czeka na mnie dokładnie tam, gdzie
zawsze. Na prawym Jej boku widnieje strużka o lekko białawym zabarwieniu. Na pewno
spłynęła po Niej kropla wody i zostawiła taki tymczasowy tatuaż. Wyciągam do Niej
dłoń, uradowana tym, że jak zwykle czeka na mój uścisk. Obejmuję Ją czule.
Jedną ręką podtrzymuję od dołu, podczas gdy druga dłoń delikatnie okręca się wokół
Jej osi, mocno zaciśnięta. Pieszczę ją przez chwilę, aż wreszcie oddzielmy się
od siebie i widzę, że jest już dla mnie otwarta niczym dobra książka.
Delikatnie zagłębiam się w Jej wnętrza. To ono, odpowiednio
przygotowane, sprawi, że będę dziś zachwycona. Wymiatam pozostałości wczorajszego
dnia, delikatnie pozbywam się tego, co może popsuć całą operację. Opróżniam Ją
z przeszłości, aby była idealnie gotowa na to, co dawać mi będzie dzisiaj.
Wypełniam Jej dolną część chłodną wodą dokładnie tak, aby
pieściła Ją lekko po zaworku. Zakładam, co trzeba, ale… Muszę oderwać od Niej
dłonie, aby sięgnąć w bok po duży, podłużny, a zarazem owalny, śliski i
przyjemnie chłodny okaz, który będzie mógł swym wnętrzem wypełnić Ją po sam
brzeg. Pomagam im w tym, wsadzam więcej, poklepuję, wejdzie jeszcze trochę,
znów poklepać… Kiedy jest już wypełniona, pilnuję, aby szczelnie zamknęła w
sobie sens tego wszystkiego, aby zatrzymała w środku wszystko, co da nam
esencję tego rytuału.
On wraca na swoje miejsce, a dla Niej przyszedł czas na błogie
ciepło, które rozleje się po całym jej korpusie, będzie pełzło od dołu, ogrzeje
Ją od zewnątrz, ale skumuluje się w środku i sprawi, że sens tego wspólnego czasu
wytryśnie, dając ogromnie dużo wrażeń, ciepła i zapachu. Kiedy to nastąpi,
pozwolę Jej jeszcze chwilę dochodzić dla mnie.
Potem po prostu ściągnę kawiarkę z gazu i przeleję czarne
espresso do ulubionego kubka. Dodam trochę mleka. I wypiję do śniadania.