PAPIERNICZE PRZYDASIE - MÓJ NAŁÓG

PAPIERNICZE PRZYDASIE - MÓJ NAŁÓG

Kiedy półtora roku temu odkryłam system organizacji, zwany bullet journalem, początkowo nieśmiało pisałam niebieskim długopisem w starym zeszycie w kratkę i z marginesem. Jednak im bardziej zagłębiałam się w otchłanie Pinteresta i Instagrama, tym piękniejsze planery odkrywałam, a co za tym szło - poznawałam też kolejne techniki dekorowania i ułatwiania pracy z kropkowanym zeszytem. I tak trafiłam do nowego świata - papierniczych przydasiów!


cienkopisy bullet journal

CO TO SĄ PRZYDASIE?

Z określeniem papiernicze przydasie spotkałam się pierwszy raz na blogu WORQSHOP.PL (który swoją drogą serdecznie polecam!) i od razu mi się spodobało. Jest to określenie na wszystkie te dodatki, taśmy, mazaki i zakreślacze, które w sumie nie są potrzebne, ale żal nie mieć, bo przecież przyda-się.

Przydasie można podzielić na kilka kategorii:
  • pisadła - czyli to, co przede wszystkim służy do pisania i rysowania tabelek, a zatem do tworzenia bazy bullet journala. Są to wszelkie cienkopisy, długopisy i pióra oraz, jak sądzę, ołówki, których osobiście zazwyczaj nie używam.
  • kolorowe - do tej kategorii zaliczam wszystko, co służy mi do ubrania notesu w kolor, podkreślania najważniejszych dat, dekorowania kalendarzy. Są to przede wszystkim zakreślacze i mazaki, ale także:
  • brushpeny - to przydasie z pogranicza prowadzenia bujo i bycia artystą (choć czasami to chyba jedno i to samo). Brushpeny, czyli mazaki z końcówką miękką jak pędzelek, to narzędzia do nowoczesnej kaligrafii, którego bardzo często używa się też w bullet journalu. Poza tym mogą służyć jako zakreślacze albo zwykłe mazaki.
  • przylepne - to taka kategoria, do której wrzucam wszystko to, co do bujo wklejam, czyli przede wszystkim ozdobne taśmy washi, naklejki, ale także fragmenty papierów do scrapbookingu, których czasami używam. No i karteczki indeksujące albo tak zwane post-it, na których czasami coś zapisuję, a potem wklejam do centrum organizacji życia, czyli mojego bullet journala.
  • zeszyty i notatniki - jak sama nazwa wskazuje, to te wszystkie urocze notesiki, zeszyty, bloki z kropkowanym papierem. Ja tu też dołączam skórzane okładki i segregatory.
Oczywiście, przydasiów może być znacznie więcej. Niektórzy w bullet journalu malują albo tworzą scrapbookingowe dekoracje z fotografiami. Dla mnie jednak te pięć kategorii zamyka temat papierniczych drobiazgów.




BŁĘDY

Gromadząc przeróżne przydasie, zainwestowałam też niestety w rzeczy, których nigdy nie użyłam. Wiadomo, jak to jest - ktoś gdzieś poleca, to i ja się skuszę. A potem okazuje się, że na przykład nie lubię wklejać fotografii do notesu albo nie pasuje mi stosowanie ogromnej ilości naklejek.

Największą przydasiową wtopą były chyba MAZAKI Z IKEI, na szczęście tanie. Gdzieś przeczytałam, że można ich używać do letteringu, czyli nowoczesnej kaligrafii. I, oczywiście, jest to prawda, ale trzeba też wspomnieć, że strasznie przebijają przez każdy papier, a kolory są raczej podstawowe, mocno nasycone. No, nie w moim stylu po prostu.

Nieudanym zakupem były też CIENKOPISY MARKI FABER CASTELL. Używam ich co prawda do dziś, bo jednak szkoda mi wyrzucić działające narzędzia, ale nie jestem zadowolona. Najcieńszy z nich jest dość gruby, a mimo to od razu skrzywiła się jego końcówka. W komplecie był też czarny brushpen, którego pędzelkowy koniuszek od razu się postrzępił i nie pisze już ładnie.

Kilka razy też wtopiłam, szukając tańszych brushpenów w polskich stacjonarnych sklepach dla artystów. Tutaj muszę przyznać, że z produktami, które wybierałam, było wszystko w porządku. Po prostu ja, niewprawna jeszcze w letteringu, nie umiałam ich dobrze wykorzystać i w efekcie leżały nieużywane, aż całkiem wyschły.

MOI ULUBIEŃCY I GDZIE JE KUPIĆ

Na początku wspomnę, że oczywiście do korzystania z metody bullet journal potrzebujecie tylko zeszytu i długopisu i absolutnie nie ma obowiązku kupowania dodatkowych akcesoriów. Wiem jednak z doświadczenia, że przychodzi moment, kiedy trudno się oprzeć pokusie. Abyście mogli uniknąć zakupowych wpadek, stworzyłam małą listą sprawdzonych i używanych przeze mnie niemal codziennie produktów wraz z informacją o tym, gdzie można się w nie zaopatrzyć.
  • pióro Parker z czarnym atramentem w nabojach to zdecydowanie mój numer jeden, jeśli chodzi o pisanie w bullet journalu. Zarówno pióro, jak i naboje, kupicie w większości sklepów papierniczych i księgarń, na przykład w EMPIKU.
  • mazaki Crayola Supertips, choć przeznaczone dla najmłodszych użytkowników, świetnie sprawdzają się jako przybory do kolorowania, zakreślania oraz tworzenia nowoczesnej kaligrafii. Są dość tanie, a przy tym całkiem niezłej jakości. Sama zaopatrzyłam się w zestaw 24 kolorów już rok temu i jak dotąd wszystkie sprawdzają się bez zarzutu. Jedyny minus jest taki, że są trudno dostępne w Polsce. Trzeba na nie polować w papierniczych sklepach online albo zdecydować się na zakup za granicą, na przykład na AMAZONIE.
  • brushpeny marki Tombow zmieniły moje życie. Nie przesadzam. Dopiero gdy zdecydowałam się na ten niemały wydatek (około 15 zł za sztukę), odkryłam, że nowoczesna kaligrafia nie jest taka straszna, a piękne strony w notesie nie tak trudne do stworzenia. Dla początkujących najlepszy będzie Tombow Fudenosuke, później można spokojnie korzystać z najpopularniejszych modeli Dual Brush. Ja osobiście kupiłam wszystkie swoje brushpeny za granicą, ale w Polsce można je dostać na przykład TUTAJ.
  • taśm washi używam niezbyt często, ale jednak regularnie. Najbardziej polecam te z TIGERA, bo ładnie się prezentują i nie odklejają się po czasie. Fajne i tanie wzory można też znaleźć na Aliexpress, choć czasami trafi się egzemplarz gorszej jakości (na przykład taśma washi bez kleju - mnie się zdarzyło).
  • najpopularniejszy zeszyt Leuchtturm1917 to mój aktualny bullet journal i zdecydowanie jestem zadowolona, choć nie jest to zakup najtańszy i nie wszędzie go znajdziemy. Swój egzemplarz kupiłam online w sklepie TWOJE PIÓRO. Ale na niezły notes nie musicie wydawać ogromnej sumy, mnie świetnie, jak na swoją cenę, sprawdziły się produkty marki Antra do kupienia na stronie EMPIK.COM.



Mam jeszcze kilka gadżetów, przed których kupnem nie mogłam się powstrzymać, ale z perspektywy czasu wiem, że mogłabym bez nich żyć. Oczywiście moja kolekcja na bieżąco się rozrasta, bo niektórym cudeńkom nie sposób się oprzeć, ale... przecież każdy ma jakiś nałóg. A ten papierniczy przynajmniej nie szkodzi zdrowiu.

Macie swoje ulubione gadżety papiernicze? Używacie ich do prowadzenia bullet journala czy może robicie z nich inne cuda? A może kupujecie przydasie związane z czymś innym?



JESIEŃ - JESTEM NA TAK

JESIEŃ - JESTEM NA TAK

Ostatnio zaczęłam zastanawiać się, która pora roku jest moją ulubioną. Doszłam do wniosku, że każda. Bo jeśli spytacie mnie o to teraz, to powiem, że jesień. W listopadzie stwierdzę, że zima. W lutym będę wyczekiwać wiosny, a w maju zatęsknię za upałami i najdłuższymi dniami w roku. Świat został tak sprytnie wymyślony, że kiedy jedno zaczyna nas nudzić, pojawia się drugie, a potem trzecie i tak w kółko.


jesienna bucket list


JESIENI MÓWIĘ TAK

Tegoroczne lato to dla mnie już przeżytek, zwłaszcza że zaczęło się gdzieś w połowie kwietnia, kiedy temperatury skoczyły do trzydziestu stopni i w moim przypadku nie odpuściło aż do końca, bo kiedy nawet w Polsce przyszło ochłodzenie, u mnie w Hiszpanii skwar lał się z nieba.

Dlatego, jak co roku, nadchodzącej jesieni mówię zdecydowane tak. I jak zazwyczaj witam ją JESIENNĄ BUCKET LIST pełną pomysłów na to, co jeszcze lepiej pozwoli mi poczuć klimat długich wieczorów, zachmurzonego nieba i ozłoconych liści.

15 SPOSOBÓW NA TO, BY JESZCZE LEPIEJ POCZUĆ JESIEŃ

  1. Ciasto dyniowe lub marchewkowe – nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam słodycze, więc ciasta zabraknąć nie może.
  2. Straszny film na Halloween – horrory zazwyczaj mnie nie przekonują, ale raz na jakiś czas można przecież obejrzeć coś innego niż zwykle. Poza tym to kolejny powód do wskoczenia pod kocyk.
  3. Świeczki i kadzidełka – w lecie wystarczy gorąc z nieba, nie trzeba się podgrzewać świeczkami. Ale jesień to już inna historia.
  4. Kryminały – czytane z wypiekami na twarzy (i na talerzyku).
  5. Kakao na bardzo słodko – pamiętam z dzieciństwa gorącą czekoladę, którą przyrządzała mi mama. Warto dbać o takie wspomnienia.
  6. Wyzwanie rysunkowe – skoro i tak spędzam więcej czasu w domu, to chętnie wykorzystam go na jakieś kreatywne działania! Można też nauczyć się kaligrafii, zacząć bawić się w SCRAPBOOKING albo robić na szydełku.
  7. Długie spacery – w lecie nie wchodziły w grę, bo palące słońce mogło być nawet niebezpieczne. Brakuje mi takiego łażenia, rozmawiania, robienia ładnych albo głupich zdjęć na dworze…
  8. Śliwki – bo to przecież najbardziej jesienny smak. W tym roku chcę spróbować TEGO PRZEPISU MARTY.
  9. Szale i swetry – lato to czas sukienek i krótkich bluzek, a jesienią aż chce się wskoczyć w puchaty sweter i owinąć się szalem jak kocem. Nie omieszkam skorzystać z chłodniejszej temperatury.
  10. Treningi – kocham aktywność na świeżym powietrzu, szczególnie w formie wspinania się na skałki. Jesienne deszcze, chłody i wczesne wieczory skutecznie utrudniają mi tego typu działalność, dlatego jesienią stawiam na porządny, zorganizowany trening.
  11. Nauka i samorozwój – Ci, którzy jesienią wracają do szkoły albo na studia spokojnie mogą ten punkt odhaczyć. Ale dla nas, dla których pozostała już tylko praca i dorosłe życie, też jest jeszcze ratunek w postaci podcastów, tutoriali, książek, kursów… w dobie internetu można się uczyć non stop.
  12. Mocniejszy makijaż – w lecie nadmiar kosmetyków na twarzy i tak spływał z potem. Można wykorzystać przyjemniejsze temperatury na eksperymenty makijażowe. Ja mam w planach częściej używać szminki. Może przeproszę się też z eyelinerem…?
  13. Kubek termiczny w dłoni – nic tak nie rozgrzewa, jak łyk ciepłej kawy pośród jesiennej zawieruchy.
  14. Obserwowanie innych – to jedno z moich ulubionych zajęć na każdą porę roku! Ludzie to fascynujący gatunek.
  15. Planowanie świąt – nie wiem, czemu w tym roku tak bardzo czekam na Boże Narodzenia. Może dlatego, że tym razem będzie ono zupełnie inne niż zawsze. Poza tym mam w planach zrobić swój GRUDNIOWNIK i już szukam do niego materiałów.

Takie są moje plany na tegoroczną jesień. Mam nadzieję, że dzięki nim codzienność będzie ciekawsza, a dni nie przelecą mi przez palce. Liczę na to, że zachowam fantastyczne wspomnienia. A Wy co będziecie robić? Macie swoje rytuały, które co roku umilają Wam jesienny czas?





CO TO JEST MIŁOŚĆ?

CO TO JEST MIŁOŚĆ?

Miłość – silna więź, jaka łączy ludzi sobie bliskich.


Mówi się, że jest wiele rodzajów miłości. Że miłość matki do dziecka to jedno, a miłość do życiowego partnera to drugie. Kochanie swojego psa albo kota to też przecież zupełnie coś innego. A można jeszcze kochać sport albo szarlotkę babci Zosi.

Miłość to temat zbyt obszerny na jednego blogowego posta, dlatego weźmiemy dzisiaj na tapetę tylko pewną historię o tym, jak zrozumiałam, że druga połówka pomarańczy naprawdę kocha tę pierwszą.

co to jest miłość love morze

ROMANTYCZNIE WOKÓŁ NAS

Nie wiem, jak Wy, ale ja lubię czytać o miłość i oglądać te filmy, kiedy najpierw się poznają, potem zakochują, potem rozdzielają, a na koniec znowu schodzą i żyją długo i szczęśliwie. Lubię te wszystkie kolacje przy świecach, wieczorne pocałunki, rycerzy na białych koniach i wielkie życiowe przemiany po to, żeby być razem.

To wszystko jest cudowne, fantastyczne, piękne i najchętniej chciałabym, żeby wydarzyło się w moich życiu… Wróć! Żeby zostało na ekranie i pomiędzy przednią a tylną okładką książki! Facet z kwiatami rzucający się na kolana na środku ulicy, brawurowa jazda samochodem, żeby złapać ją, zanim odleci samolot, powrót do niego przez pół świata, świece, kolacje, tańce, satynowa pościel i inne niezbędne elementy przeciętnej komedii romantycznej są super, ale to tylko symbole, a nie prawdziwa miłość. A ja w życiu chcę miłości.

ZOSTAW MNIE I WYJEDŹ

W dużym skrócie tak brzmiał tekst, dzięki któremu zrozumiałam, że jestem kochana. I to cholernie mocno. A było to tak, że skończył się rok akademicki, a razem z nim mój okres zagranicznego stypendium Erasmus. W planach było kontynuowanie i skończenie studiów na uczelni, oddalonej o jedyne – bagatela – dwa i pół tysiąca kilometrów. Miałam wybór, mogłam postawić krzyżyk na swojej edukacji i oczywiście jako młoda, szalona i zakochana rozważałam całkiem serio taką możliwość, ale usłyszałam: wyjedź. Usłyszałam głos rozsądku pomieszany z poświęceniem, męski głos mówiący całkiem szczerze, żebym zadbała o swoją edukację. Że damy radę, że on zaczeka, że przecież co się odwlecze, to nie uciecze.

I kiedy uświadomiłam sobie, jakieś siły wymagać musiało wypowiedzenie tych słów, zrozumiałam, że miłość to nic innego, jak większa niż wszystkie pocztowe gabaryty paczka siły. Siły, która pozwala pchać pociągi towarowe i góry przenosić. A nawet poświęcić swoje dobro dla drugiej połówki pomarańczy.

DZIĘKUJĘ

Jestem niesamowicie wdzięczna za to, że w odpowiednim czasie usłyszałam te słowa. Dzięki nim nie tylko zrozumiałam, czym jest miłość, ale też nauczyłam się ją doceniać i cieszyć się tymi drobnymi jej przejawami, kolacjami we dwoje, spacerami, kwiatami, tańcami, świecami i tym wszystkim, co w filmach pięknie wygląda, a w życiu ma znaczenie tylko wtedy, kiedy stoi na solidnym fundamencie.

Na koniec powiem tylko jedno: kochajcie się!