CHŁOPAK CZY PRZYJACIEL?
Ostatnio bardzo dużo myślę o ludziach wokół mnie. W obliczu zbliżającego się wielkimi krokami (tak, to już mniej niż miesiąc!) wyjazdu coraz częściej zastanawiam się nad istotą przyjaźni i bycia otoczonym przez bratnie dusze. Jednocześnie, jako że reaktywowałam KANAŁ NA YOUTUBE’IE, oglądam vlogi i pogadanki innych emigrantów. W którymś filmiku napotkałam stwierdzenie, że jeśli wyjeżdża się dla miłości swojego życia, dla faceta, to przez jakiś czas będzie on siłą rzeczy jedynym przyjacielem.
PRZYJAŹNIE NA ODLEGŁOŚĆ
Boję się tego, że wyjazd będzie się wiązał z samotnością i
że nie będzie wokół mnie osób, zawsze gotowych mi pomóc. Nie będzie tych kilku
dusz, na którym mogę polegać w każdym momencie, takich, z którymi dzielę
śmiech, łzy i kawę. Po dwóch latach związku na odległość jestem już co prawda
specjalistką od relacji na dystans, ale jestem też realistką. Dzięki temu
doświadczeniu wiem, że utrzymanie bliskiej relacji na odległość jest możliwe
tylko wtedy, jeśli taka sytuacja ma swój konkretny punkt końcowy. W przypadku
mojego związku od początku wiedzieliśmy, że rozłąka skończy się razem z moimi
studiami, więc łatwiej było nam przetrwać, regularnie myśląc o tym, że każdy
kolejny dzień osobno zbliża nas do bycie razem. Gdy nie ma punktu końcowego,
nie ma też tego, co w gorszym momencie pocieszy i zmobilizuje do walki.
I tak, wiem, w dzisiejszych czasach mamy skype’a, facebooka,
whatsappa, telefony, wideorozmowy i mnóstwo sposobów na to, żeby pozostać w
kontakcie. Ale pozostać w kontakcie to jedno, a móc w dowolnym momencie liczyć
na rzeczywistą pomoc lub tej pomocy udzielić – to drugie. I choć wiem, że moi
przyjaciele będą nimi zawsze, że nieważne, czy minie rok, dwa czy dziesięć lat,
zawsze będę mogła z nimi szczerze i o wszystkim pogadać i zawsze sobie
pomożemy, to jestem też świadoma, że nasze relacje ulegną pewnemu rozluźnieniu.
PRZYJACIEL Z BONUSEM I ZOBOWIĄZANIEM
Przyjaciel z bonusem – znacie to określenie? To w książkach,
wtedy, kiedy on i ona niby się przyjaźnią, a czasem pocałują albo przelecą w
akademiku któregoś amerykańskiego college’u. I niby nie ma zobowiązań, ale przy
końcu fabuły okazuje się, że jednak są i zawsze były. Więc jak dla mnie –
przyjaciel z bonusem i zobowiązaniem to definicja związku. Bo przecież wiem, że
kiedyś będziemy starzy, może grubi, chorzy, nieatrakcyjni. I że wtedy już nie
będzie między nami tej erotycznej chemii i że wieczory będziemy spędzać,
przysypiając nad krzyżówką, z kubkiem herbaty i garścią pigułek na wszelkie
możliwe choroby. Ale jestem pewna, że nadal będziemy się dobrze razem bawić. Tak
to już jest między przyjaciółmi. A przecież mój chłopak jest moim przyjacielem.
I tak byłoby niezależnie od wyjazdu.
CZY BĘDZIE TYM JEDYNYM PRZYJACIELEM?
Na początku na pewno.
Obie strony muszą mieć tego świadomość. On musi pogodzić się
z tym, że będzie jedynym jej wsparciem, że będzie we wszystkim musiał pomóc –
od podania kubka herbaty przy chorobie, przez wysłuchanie żalów na własną matkę
aż do pomocy przy wyborze szminki. Ona – że przez jakiś czas będzie tylko z
nim. Że ucieczka od niego na kawę z przyjaciółką nie będzie wchodzić w grę.
Jak długo to potrwa? To się dopiero okaże. Pomóc może tu
szczęście – bratnią duszę przyjaciela można spotkać na rogu pierwszej przecznicy,
ale czasem trzeba jej szukać ze szkłem powiększającym. I nie wiadomo, czy to
łatwiejsze niż znalezienie igły w stogu siana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz