#06 MIESIĄC Z JUST: PIERWSZY MIESIĄC NA EMIGRACJI
Wentylator na trzecim biegu szumi, a wręcz ryczy mi nad prawym uchem. Siedzę przed laptopem w najkrótszych szortach i sportowym topie, zasłaniającym tylko to, co trzeba, przy nocnej lampce, mimo że jest środek dnia. Rolety w oknach są całkowicie opuszczone, żeby oddzielić mnie od szalejącej na dworze fali czterdziestostopniowych upałów. Mija właśnie miesiąc, odkąd wyprowadziłam się z Polski do Hiszpanii. Na dobre.
NA DOBRE I NA ZŁE
Chciałabym napisać, że ten miesiąc składał się z samych
radosnych dni, okraszonych uśmiechem i beztroską. Że każdy dzień zaczynał się
wspaniałym porankiem i kończył szczęśliwym wieczorem. Ale zamiast tego napiszę
po prostu prawdę. Pierwszy miesiąc na emigracji był jak huśtawka ogrodowa, raz
w górę, raz w dół, raz do przodu, raz do tyłu. Były wspaniałe dni rodem z instagrama
i były smętne wieczory, były cudowne poranki pachnące kawą i croissantami oraz
takie, kiedy podnosiłam się niechętnie z łóżka zestresowana czekającym mnie
dniem. Był zachwyt i był płacz.
Mam wrażenie, że choć spodziewane, takie całkowite wyrwanie się z dotychczasowego kontekstu okazało się dla mnie niemałym szokiem. Zmieniło się prawie wszystko. Na śniadanie jem co innego, mam całkowicie odmienny widok z okna, dzień zaczyna się i kończy o innych godzinach, nowi znajomi zachowują się inaczej niż starzy, mam o wiele mniej rzeczy do ogarnięcia, a jednocześnie są to zupełnie inne sprawy niż to, czym zajmowałam się w Polsce… To wszystko z jednej strony zachwyca, ale z drugiej przeraża. Na szczęście Michał to moja constans.
NOWE CELE I WYZWANIA
Pierwszy miesiąc w Hiszpanii poświęciłam na… początkowo na
nic-nie-robienie. Szybko jednak zorientowałam się, że bardzo źle czuję się z
tym, że czas przecieka mi przez palce, kolejne dni umykają, a nie dzieje się nic,
co chciałabym zapamiętać. Dlatego też pewnego wieczoru usiadłam spokojnie z
moim BULLET JOURNALEM i zainspirowana WPISEM KASI Z BLOGA WORQSHOP.PL zabrałam
się za ponowne określenie swoich celów na najbliższe miesiące. Są wśród nich
zarówno te dotyczące rozwijania nowych
znajomości, finansów (co może
być trudne do osiągnięcia, jeśli przed końcem roku nie znajdę pracy), jak i
proste czynności, takie jak dbanie o
mieszkanie czy regularne rozciąganie
i rolowanie.
LATO W PEŁNI
Krok po kroku wypełniam swoją LETNIĄ BUCKET LIST, angażując
w to też Michała. Fala upałów nie pomaga, ale mimo to całkiem nieźle idzie nam dbanie
o to, żeby tego lata nie zmarnować. Udało
nam się już popływać i poopalać na plaży, napić się mrożonej kawy, zjeść arbuza
(tylko 1 euro za pół naprawdę sporego okazu) i pyszne lody o smaku mango
(Michał wybrał stracciatellę), wstać wcześniej niż zwykle, aby wykonać poranną
jogę (tutaj niestety musiałam radzić sobie sama, Michał i joga raczej za sobą
nie przepadają) i wybrać się na krótką, ale intensywną wycieczkę rowerową. Poza
tym zorganizowaliśmy też domowe biuro, co wymagało wyprawy do Ikei (mamy do niej
prawie 200 kilometrów, więc to nie byle co!) i paru innych sklepów z
wyposażeniem wnętrz.
Wszystkie te letnie przyjemności dokumentuję na zdjęciach,
bo mam w planach wykonanie małego wakacyjnego
albumu. Prace nad nim już trwają.
CO DALEJ Z BLOGIEM?
Na początku lipca na blogu ukazał się WPIS Z CYKLU CODZIENNIK, po czym… zamilkłam. Nie chodzi o to, że porzuciłam bloga,
ba!, miałam sporo wątpliwości, czy w ogóle mogę tak przez jakiś czas nic nie
publikować, bo przecież zasięgi, wyświetlenia, czytelnicy, komentarze, ale… Poczułam,
że blog, który założyłam mniej więcej rok temu, bo miałam taką ochotę i co
nieco do powiedzenia, stał się tylko kolejnym obowiązkiem. A tego nie chciałam
i nie chcę. To ma być dla mnie przyjemność, a nie przykra praca do wykonania.
Dlatego też postanowiłam pisać wtedy, kiedy mam na to ochotę, i o tym, o czym
akurat mi się zachce. Nie obiecuję więc regularności. Obiecuję za to teksty
pisane z radością.
CZASOUMILACZE
Pierwszy miesiąc na emigracji umilały mi
różne rzeczy, a wśród nich:
- film: DRUGA CZĘŚĆ MUSICALU MAMMA MIA, na który wybrałam się sama do kina. Co prawda Pierce Brosnan mówiący po hiszpańsku (niestety Hiszpanie wszystko dubbingują) mnie nie przekonuje, ale film mimo wszystko mi się podobał.
- serial: ANIA, NIE ANNA. Dopiero teraz zabrałam się za pierwszą serię i od razu oglądam drugą, skoro już jest dostępna. Lubię kostiumowe produkcje, a historia Ani z Zielonego Wzgórza w netflixowym wydaniu podbiła moje serce.
- książka: #NIEWIDZIALNA to powieść o nieśmiałej nastolatce, która całkiem nieźle radzi sobie z Photoshopem i Instagramem. Nie jest to może najlepsza powieść, jaką czytałam, ale warto sięgnąć jak po ciekawostkę, bo z #instagramową #fabułą wcześniej się nie spotkałam.
- muzyka: Państwowy Zespół Pieśni i Tańca MAZOWSZE. Ponownie odkryłam polski folklor dzięki filmowi Zimna Wojna i muszę przyznać, że wcale mi się on nie nudzi.
- podcast: THE MINIMALISTS. Podcasty amerykańskich minimalistów bywają zabawne albo poważne. Nie ze wszystkim, o czym ci panowie mówią, się zgadzam, ale mimo to dobrze się ich słucha. Ich podcast jest dostępny na Spotify.
- youtube: kanał GLOBSTORY. Nadrobiłam już wszystkie kanały, które ślędzę, więc musiałam poszukać czegoś innego, co „gadałoby do mnie w tle”. Globstory jednak nie nadaje się do bycia tłem. Ta dziewczyna porywa i wciąga, koniecznie do niej zajrzyjcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz